Kiedy integracja zawodzi, czyli o pętli alienacji społecznej

Otwarty dostęp Analiza procesu terapeutycznego

Integracja, hasło, które słyszymy coraz częściej, które tłumaczymy, wplatamy w przeróżne ustawy, programy i akcje. Mimo to zbyt często nadal słyszymy o jej braku i o izolacji społecznej, a nawet odrzuceniu. Na podstawie studium przypadku 18-letniego Marka przedstawiono opis nieudanej integracji.

Marek, lat 18, trafił do gabinetu na diagnozę z uwagi na niespełnione nadzieje zarówno własne, jak i otoczenia. Chłopak z wysokim intelektem powtarzał dwukrotnie klasę w szkole podstawowej. Obecnie jest na progu edukacji w liceum, do której ma bardzo ambiwalentny stosunek. Rodzice są sfrustrowani i zagubieni w chaosie komunikatów: „zdolny, wybitny umysł, leniwy, lekceważący, musi się ogarnąć…”.
 

W diagnozie:
Marek urodzony w dobrym stanie z ciąży zagrożonej, podtrzymywanej. Rozwój ruchowy i rozwój mowy prawidłowe. Od początku silnie, symbiotycznie związany z mamą. Moment zniknięcia matki z otoczenia dziecka powodował tak silny wrzask i płacz, że sąsiedzi mimo wielu tłumaczeń rodziców grozili wezwaniem policji, twierdząc, iż dziecku dzieje się coś złego. Od tego czasu dziecko spostrzegane było już jako trudne, a w życie rodziny wkraczała powoli izolacja społeczna. 


Jak podają rodzice, łatwiej im było pojechać z synem na wakacje w ustronne miejsca, gdzie mieli spokój od wszelkich uwag, niż tłumaczyć się wiecznie z trudności, które ich samych także frustrowały. 
Marek od dzieciństwa jawił się jako indywidualista. Pilnował zasad i wszystkim je pieczołowicie tłumaczył. We wszelkich swoich uwagach i spostrzeżeniach był bardzo rzeczowy i szczery, co często stanowiło podłoże konfliktów i uwag. Chłopiec potrafił pouczyć np. lekarza pediatrę, że ten jest „zbyt stary, aby badać dzieci, i zbyt wolno wypisuje papiery, bo nie umie korzystać z komputera”. 
W przedszkolu nawiązał relację z jednym kolegą i wyłącznie z nim się bawił. Od początku też dał się poznać jako wybitnie uzdolniony i trochę dziwny. Gdy zaczynał układanie klocków, nie mógł przerwać, dopóki nie ułożył wszystkich konstrukcji z danego zestawu, a gdy zaczynał malować, musiał pomalować dokładnie wszystkie obrazki w jego zasięgu. Był dzieckiem, które w przedszkolu samo już czytało i liczyło. Nie lubił być w grupach dzieci, dążył do swoich zabaw, często pozostając na uboczu. Gdy sprawy nie działy się zgodnie z jego planem, wpadał w silną złość, płacząc i krzycząc: „dlaczego wy mi tak robicie, mieszacie mi w głowie…”. Rodzice pozostawali wówczas bezradni i coraz częściej osądzani.
Ta niegroźnie wyglądająca część życia chłopca stanowi początek izolacji i piętnowania go, zmarnowanej integracji. W tym obszarze zawodzi brak czujności diagnostycznej, brak specjalistycznej diagnozy.
 

POLECAMY

Podczas, gdy Marek ze swoimi zdolnościami pozostawał na uboczu bądź w towarzystwie wyłącznie jednego, wybranego kolegi, wszyscy nadal skupiali się na jego nietypowych zachowaniach. Zarówno rodzice, jak i Marek słyszeli więc prawie codziennie:
  • Znowu siedział sam i układał klocki, jak tak dalej będzie, to nie będzie miał kolegów.
  • Płacząc i krzycząc odmówił wyjścia na plac zabaw i kolorował dalej obrazki, dzieci przecież nie będą na niego czekać, a on nie może robić tego, co chce.
  • Płakał, że nie może stać w parze ze swoim kolegą, przecież musi zrozumieć, że tu nie ma kolegów na własność.
  • Świetnie liczy, mógłby być już w szkole, ale musi się poprawić w zachowaniu.

 

Zdarzało się, że rodzice nawet od dzieci słyszeli uwagi przy odbieraniu syna z przedszkola:
  • Proszę pani, a Marek to dziś znowu nie słuchał pani, nie chciał zostawić klocków, pani się denerwowała.
  • Dziś Marek nie chciał się bawić z nami, on chyba nie lubi przedszkola.


Rodzice przypominają sobie jeszcze wiele innych uwag. Wtedy myśleli, że to wszystko jest przejściowe, bo przecież dzieci dorastają i się zmieniają, i jak syn pójdzie do szkoły, to się to zmieni. Przyznają, że już wtedy bardzo źle czuli się z tymi uwagami. 
Z jednej strony było im bardzo żal syna, gdyż widzieli, że sam bardzo się męczy w tych sytuacjach, a z drugiej strony przyznają jednak, iż presja otoczenia powodowała czasem uczucie krytyki i niezadowolenie z syna. 
Nie zdawali sobie sprawy, że te pozornie niegroźnie uwagi tak naprawdę już wtedy zaetykietowały ich syna i zaczęły go wyłączać z grupy. Marek sam w domu powtarzał, że nie lubi przedszkola, nic tam nie ma fajnego dla niego, ale skoro trzeba chodzić, to będzie chodził.
Uwagi te, niestety, oprócz wstępnego zaetykietowania nie miały żadnego praktycznego konstruktywnego wymiaru. 
Rodzice przyznają, iż tak się skupili na tych uwagach i fakcie, iż ich syn jest niegrzeczny i niedostosowany, że nie przyszło im do głowy szukanie przyczyn, diagnozowanie. Bo oni przecież mieli już wstępną diagnozę: ich syn jest niegrzeczny, nie stosuje się do zasad i nie lubi przedszkola. 
Uwagi te, niestety, nie wiązały się z ukierunkowaniem rodziców na diagnozę syna, na sprawdzenie jego zasobów i potrzeb, dowiedzenie się, z czego wynikają jego zachowania i poszukanie dróg wsparcia, a przede wszystkim na włączenie go do grupy z poszanowaniem potrzeb wszystkich, a więc i jego samego też. 
Przypuszczalnie, gdyby uwagi i spostrzeżenia, które słyszeli rodzice i Marek, były bardziej konstruktywne, jego losy potoczyłyby się korzystniej.
 

Gdybyśmy zamienili powyższe uwagi na przykład na takie:
  • Marek układał dziś swoje wyjątkowe konstrukcje z klocków, jest w tym naprawdę dobry. Zbudował rakietę i kota kosmicznego. Dzieciom bardzo się podobały te konstrukcje, oglądaliśmy je wszyscy z zaciekawieniem. Jutro zrobimy takie małe dwuosobowe zespoły konstruktorskie, ciekawe, co dzieci wymyślą. 
  • Marka pochłonęło dziś kolorowanie tak bardzo, że nawet na plac zabaw poszliśmy z kredkami. Zrobił piękną pracę i zdążył krótko pobawić się w bazę ze swoim kolegą. Bardzo sprytnie planują te swoje działania na placu zabaw.
  • Marek dziś się trochę rozżalił, że nie może stać w parze ze swoim przyjacielem. Postanowił, że będzie stał sam. Myślę, że całkiem dobrze sobie z tym poradził. Potem bawili się już razem na dywanie. Porozmawialiśmy z dziećmi o naszych przyzwyczajeniach, było ciekawie.
  • Marek świetnie liczy, dostał dziś trochę inne zadania niż dzieci. To prawdziwy talent matematyczny. Mamy tu w grupie wiele talentów, fajnie, że każdy jest inny.
  • Marek ma wiele cennych uzdolnień, ma też swoje wyraźne potrzeby i preferencje. Myślę, że cenna byłaby diagnoza jego rozwoju, może to pozwoli nam go lepiej poznać i wspierać.


W odróżnieniu od poprzednich komunikatów, które piętnowały różnice między Markiem a grupą i raczej zamykały mu drogę do bycia w grupie, te opierają się na konkretach, są zgodne z faktem, dyskretnie zauważają odrębność w zachowaniu przy ciągłym łączeniu chłopca z grupą i podkreślaniu, że każdy ma w niej swoje miejsce.
Przy tego typu komunikatach przypuszczalnie nawet ataki krzyku i płaczu chłopca spostrzegane by były mniej wyraźnie i zapewne dzieci budowałyby też inne uwagi na temat swojego kolegi. Na pewno dzieci uczyłyby się wówczas tolerancji, akceptacji dla odmienności, tego że ludzie mogą być różni. W takiej atmosferze nie byłoby potrzeby mówić o integracji, gdyż byłaby ona naturalną komponentą tego środowiska.
Następnym etapem edukacji była szkoła, na którą Marek zareagował dobrze. Jego nietypowy rys funkcjonowania nadal był wyraźny. Trudności społeczne stawały się bardziej widoczne. Dzieci bardzo go lubiły i były pod wrażeniem jego rysunków i konstrukcji. Marek nadal pozostawał w relacji wyłącznie ze swoim jedynym przyjacielem z przedszkola i czuł się w niej dobrze. W sytuacjach trudnych ciągle reagował złością. Coraz częściej nie rozumiał żartów swoich kolegów, a niektóre zwroty nauczycieli uważał za dziwne, jak np. „ Oj, Marku, nie przyszedłeś na zabawę mikołajkową i nam ją popsułeś”. Wprawiało go t...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI