Kiedy mówimy NIE, możemy w zrozumiały dla innych sposób poinformować, że nasze granice zostały naruszone, że dzieje się coś, czego nie chcemy, na co się nie zgadzamy, czego sobie wobec siebie nie życzymy. „Nie chcę, żebyś mnie dotykał”, „Nie życzę sobie, byś mówił o mnie przy mnie, jakby mnie tu nie było”, „Nie zgadzam się, byś zarządzał moim ciałem, jakby było Twoją własnością”, „Nie pozwalam, byś brał moje rzeczy bez pytania”, „Nie chcę, byś zmuszał mnie do jedzenia”. Słowem, NIE pozwala zadbać o siebie, o swoją przestrzeń i swoją integralność. Dbałość o nasze granice to jedna z ważniejszych umiejętności. Codzienność pokazuje, że dla wielu zupełnie nieznana, a przecież każdy z nas je ma. Kłopot polega na tym, że często nie komunikujemy innym, że je przekraczają, w efekcie czego narastają w nas emocje, a gdy już nie możemy ich w sobie pomieścić, wybuchamy, zaś otoczenie traktuje nasze zachowanie jako opresyjne. Dlaczego nie pokazujemy naszych granic? Bo nie jesteśmy tego uczeni jako dzieci, nikt nam nie mówi, jakie to ważne, a potem nikt już nie ma na to czasu. Skutkiem tego idziemy przez życie, często zapominając o tym, że przecież możemy powiedzieć NIE. Możemy się NIE zgodzić. Możemy zaprotestować. NIE pozwala nam o siebie zawalczyć i sprawia, że rosną szanse, by nasza wola została uszanowana. Umiejętność odmowy może nas uchronić przed nadużyciem, którego ktoś może się wobec nas dopuścić.
Mówiąc NIE jednej sprawie, drugiej mówimy TAK, najczęściej tej, która jest dla nas ważna.
NIE pozwala nam zadbać o nasz komfort i bezpieczeństwo, a przecież to one stanowią dla nas podstawowe priorytety w obrębie uwagi. Kiedy nie czujemy się bezpiecznie, trudno skupić się na czymkolwiek, nie mówiąc o tym, by być w stanie się uczyć czy podejmować wyzwanie.
NIE bardzo nam w tym pomaga. „NIE będę tego robić, bo znowu mi się nie uda”, „NIE wejdę do tego pomieszczenia, bo tam jest ciemno”, „NIE dotknę tego, bo się boję”. Najpierw musimy zadbać o siebie, dopiero potem możemy zwrócić naszą uwagę i zaangażowanie na cokolwiek innego.
Kiedy mówimy NIE, komunikujemy, kim jesteśmy, a kim nie jesteśmy. Co nas interesuje, a co zupełnie nie. Na co mamy ochotę, a na co nie. Co chcemy robić, a czego robić nie chcemy. Dzięki temu małemu słowu inni mogą nas zatem poznać, dowiedzieć się o nas czegoś, zrozumieć nas lepiej.
Bardzo często mówi się o tym, jakie ważne jest to, by wiedzieć, czego się chce. Nie zawsze wiemy. Najistotniejsze jednak, by wiedzieć, czego na pewno się nie chce. To nam naprawdę może zaoszczędzić kłopotów. Często zaprzeczenie oddaje bardziej naszą tożsamość niż to, czego chcemy i jacy jesteśmy. Czyż dwulatek nie określa siebie przez nieustanne mówienie wszystkiemu NIE? Jak, jeśli nie w ten sposób, poznaje świat?
Kiedy mówimy NIE, podobnie gdy mówimy TAK, odpowiadamy na pytania zamknięte. „Czy chcesz jabłko? NIE”, „Czy to jest piłka? NIE”, „Czy umyłeś ręce? NIE”. Małe, krótkie słowo, które załatwia sprawę. Jakże proste i jakże wygodne!
Wiemy już, jak ważne funkcje spełnia NIE.
A jak wygląda sytuacja z NIE, jeśli chodzi o osoby z autyzmem?
No, nie najlepiej. Jak to? – zapytasz. Czyż autyści to nie ci, którzy wciąż mówią NIE?
I tak, i nie. Nie da się zaprzeczyć, że NIE w komunikacji osób z autyzmem pojawia się stosunkowo często, ale warto zauważyć, że niejednokrotnie dotyczy ściśle wybranych sytuacji.
Opór pojawia się, gdy nie wiedzą, czego mogą się spodziewać. Nowi ludzie? Nowe miejsce? Nowa sytuacja? NIE! Zbyt dużo niepewności, nieprzewidywalności. Osoby z autyzmem dość często nie ufają ani sobie, ani światu na tyle, by się na siebie czy innych zdać i dzięki temu móc wejść w nowe doświadczenie. Same siebie pozbawiają tym samym okazji do odkrywania nowych terytoriów, bo strach przed nieznanym każe im powiedzieć: NIE.
NIE może wystąpić, gdy wprowadzamy zmianę. Zmianę w planach, w rutynie, w sposobie robienia danej rzeczy. Przewidywalność, poczucie kontroli nad przebiegiem zdarzeń jest dla każdego z nas źródłem komfortu i kiedy tę kontrolę tracimy, pojawia się niepokój, który sprawia, że mówimy NIE. Różnica między tzw. neuronormatywnymi a osobami z autyzmem polega na tym, że te drugie potrzebują znacznie więcej przewidywalności, by czuć się bezpiecznie.
Z NIE możemy się zetknąć, kiedy prosimy ich o coś, o czym oni wiedzą, że jest dla nich trudne lub niezrozumiałe. „Za trudne zadanie, nie rozumiem”. Z czym wiąże się takie NIE? Ze strachem przed porażką. Chyba trudno znaleźć inną niż autyści grupę w populacji, która tak dobrze byłaby zaznajomiona z poczuciem porażki. Komunikacja, relacje społeczne, elastyczność, radzenie sobie ze zmieniającymi się warunkami – świat na każdym kroku wysyła im komunikat, że nie radzą sobie dość dobrze. Bo, że znowu zaliczyli wpadkę, bo nie zareagowali odpowiednio szybko, bo zapomnieli języka w gębie, bo sztywność w zachowaniu wzięła górę. Nie możemy się zatem dziwić, że kiedy stawiamy osoby z autyzmem w sytuacjach dla nich trudnych, obawa przed ponownym doświadczeniem porażki każe im się wycofać i powiedzieć głośne NIE.
Oczywiście, NIE pojawi się również w związku z niechęcią do czegoś. Do potrawy, do zabawy, do czynności. Każdy z nas regularnie odmawia i nie ma w tym nic dziwnego, a jednak kiedy robią to osoby z autyzmem, natychmiast upatrujemy w tym oznak ich tzw. zaburzenia.
NIE usłyszymy także wobec nadmiaru. Za głośno, za szybko, za dużo się dzieje, zbyt tłoczno, zbyt dużo zadań na jednej kartce. Poziom zmienności w obecnym świecie oraz ilość bodźców są tak duże, że wymaga to naprawdę bardzo wydolnego układu nerwowego, by móc sobie z tym wszystkim poradzić i przetworzyć. Wiadomo, że w autystycznym mózgu występuje zjawisko obniżonej łączności neuronalnej (ang. neural underconnectivity), która sprawia, że reakcje mogą występować z odroczeniem, obróbka informacji wymaga więcej czasu, a nieraz pojemność układu jest po prostu niewystarczająca, by sobie ze wszystkim poradzić. Mamy jak w banku, że w sytuacji nadmiaru usłyszymy NIE i błogosławieni ci szczęściarze, którym instynkt samozachowawczy każe to NIE powiedzieć, bo niestety pewien odsetek osób z autyzmem będzie się męczył wbrew sobie i nie zaprotestuje.
Usłyszeć NIE, powiedzieć NIE, ale czy faktycznie zawsze to NIE usłyszymy tam, gdzie można by się go było spodziewać. Czy zawsze osoba będzie je w stanie powiedzieć?
Jakkolwiek ludzi z autyzmem w toku terapii i edukacji często uczy się mówienia NIE w odpowiedzi na pytania zamknięte z serii „Czy to jest…?”, zapomina się o innych kluczowych funkcjach tego trzyliterowego wyrazu. Bynajmniej nie chcę powiedzieć, że odpowiadanie na pytanie jest nieważne. Absolutnie! Jest bardzo ważne, niemniej umiejętność stanięcia za sobą wydaje się nieco ważniejsza.
Całkiem spora grupa wśród autystycznej populacji odmówić nie potrafi, bo nie wie, że może to zrobić. Niejednokrotnie osoby z autyzmem to ludzie od najmłodszych lat poddawani rygorowi terapii, w której oczekiwano od nich posłuszeństwa i karności, i przy okazji zapomniano, że jest coś takiego jak odmowa, a warto, by człowiek wiedział, że ma do tego prawo. Jakież było moje zdumienie, gdy jedna z moich podopiecznych, niesłychanie biegła werbalnie osoba, otworzyła oczy ze zdziwienia, pytając: „A to ja mogę nie chcieć?”. "
POLECAMY
Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że ktoś nam zabrania powiedzieć NIE?
Jakim więc cudem cichcem, bo przecież nikt się do tego nie przyzna, często odbieramy ten przywilej ludziom ze spektrum? Bo co? Bo oni zawsze mają chcieć? Bo nie mogą mieć własnego zdania? Bo otoczenie zawsze wie lepiej, jakie są ich pragnienia? Na jakiej zasadzie tworzymy niepisane prawo, że kiedy NIE mówi tzw. zwykły człowiek, to wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale jak mówi to osoba z diagnozą autyzmu, jej protest natychmiast staje się niezbitym dowodem na jej odmienność i nieprzystosowanie?
Niemożność odmowy musi prędzej czy później doprowadzić do wystąpienia nieodpowiednich kontekstowo zachowań. Kiedy nie można mówić NIE, nieuchronnie powoduje to poczucie bycia nadużywanym, bycia nieważnym. Kimś, kogo nie bierze się pod uwagę, kogo głos się nie liczy. A przecież każdy chce być usłyszany i zauważony. Każdy dla swojego dobrego samopoczucia wymaga, by jego potrzeby były zaspokojone. Nawet jeśli jest to potrzeba świętego spokoju i nicnierobienia w danej chwili. Każdy chce, by jego obawy i trudności zostały uwzględnione, spotkały się z akceptacją i konstruktywnym wsparciem.
Inną przeszkodą, jeśli chodzi o mówienie NIE przez osoby z autyzmem, oprócz tego, że otoczenie niejednokrotnie odbiera im do tego prawo, jest dość często spotykana nieumiejętność powiedzenia NIE inaczej niż przez zachowanie. Bierny opór, odpychanie, ucieczka, wymuszanie własnego scenariusza zdarzeń, rzucanie przedmiotem, krzyk, płacz, demonstracja niezadowolenia w takiej czy innej formie. Dlaczego tak się dzieje? Bo osoby z autyzmem nie zostały nauczone tego, jak zrobić to w sposób zrozumiały i nieopresyjny dla innych. Często na skutek niewiedzy otoczenia utrwaliły sobie schemat danego zachowania w funkcji odmowy, a ponieważ to działa i przynosi im oczekiwany skutek, trwają w tym zachowaniu i utrwalają je. Bynajmniej nie mam na celu, byśmy szukali winnych, ale warto się zastanowić, na ile my – jako otoczenie – zadbaliśmy o to, by dany człowiek umiał powiedzieć NIE w taki sposób, by zostało ono zrozumiane i przyjęte. Czasem przyczyną niemówienia NIE jest brak narzędzia do komunikacji, a przecież niemożność mówienia nie oznacza, że nie można „powiedzieć”. Znaki, gesty, urządzenia, komunikatory – one wszystkie mogą przyjść z pomocą, tylko nie możemy zapominać o tym, że podobnie jak w przypadku wiertarki czy jakiegokolwiek innego narzędzia, kiedy je komuś dajemy, musimy go nauczyć, jak się nim prawidłowo posługiwać. Rzeczy się nie dzieją same. To, że niemówiący człowiek będzie miał książkę do komunikacji, a w niej znaki, wcale nie oznacza, że będzie umiał ich użyć. To proces uczenia jak każdy inny – wymaga czasu i wielu prób.
Musimy osoby z autyzmem uczyć komunikowania NIE w takiej formie, jaka jest w ich zasięgu, jaka jest dla nich najbardziej adekwatna na dany moment. Nie ma znaczenia, czy to będzie słowo mówione, etykieta z napisem NIE, znak graficzny czy obrazek albo gest. Ważne, by przekaz był jednoznaczny, nie pozostawiał wątpliwości oraz był dokonany w sposób, który jest ogólnie akceptowany społecznie. Prowokujmy, stwarzajmy okazje, by nasze dzieci i podopieczni z autyzmem mogli ćwiczyć odmawianie. Uczmy ich, że mogą to zrobić. Pamiętajmy też, żeby, kiedy decydujemy się wprowadzić naukę odmawiania, wytłumaczyć, po co będziemy tego uczyć i jak to będziemy robić. Nikt inny niż osoby z autyzmem nie potrzebuje lepiej rozumieć, po co mają coś zrobić. By wydatkować na coś swoją energię, trzeba mieć dobry powód, więc zadbanie o to, by był on zrozumiały, ułatwi proces uczenia i, co warto dodać, nie dotyczy to tylko osób w szeroko pojętej normie.
Jest jeszcze kolejne zjawisko związane z NIE, a jest to tzw. nawykowe NIE. Co to oznacza w praktyce? Mówienie NIE wobec wszystkiego, cokolwiek się wydarza. Zanim człowiek zdąży pomyśleć, na dzień dobry powie NIE, często nawet mając na myśli TAK. A ponieważ to NIE stało się nawykowe i komunikowane jest wręcz odruchowo, często nie jest brane pod uwagę i kiedy jest to prawdziwe NIE, nikt już tego nie słyszy. Z takim NIE trzeba pracować nieco inaczej.
W procesie terapeutycznym często tak bardzo jesteśmy skupieni na osiąganiu swoich celów, że łatwo wylać dziecko z kąpielą i nawet się nie obejrzymy, jak ukształtujemy człowieka, który jest tak podporządkowany, że nawet nie pomyśli, że może zaprotestować. Oczywiście, zależy na kogo trafi, niemniej świadomość, jak istotną rolę pełni NIE w naszym życiu, powinna nas wszystkich zachęcić, by zadbać o to, by każdy umiał adekwatnie i zrozumiale mówić NIE.
Ale NIE ma znacznie więcej obliczy – przecież nie tylko komunikujemy, ale także dostajemy je od innych. I tu pojawia się kolejna kwestia – jak poradzić sobie z odmową. Kolejne zagadnienie powszechnie trudne dla osób z autyzmem i ich otoczenia.
I znów wydawać by się mogło, że jest to oczywista oczywistość, gdyż wszyscy wciąż słyszą NIE, a osoby z autyzmem w szczególności. Przecież ciągle im czegoś zabraniamy, ciągle strofujemy, ciągle korygujemy. Nie machaj rękami, nie biegaj, nie mrucz, nie zadawaj pytań, nie kołysz się, nie trzaskaj drzwiami, nie pstrykaj palcami, nie krzycz itd., itp. Wszystko prawda, niemniej okazuje się, że sytuacja odmowy czegoś drugiej osobie bywa bardzo trudna, szczególnie gdy ma to zrobić rodzic, choć może stanowić równie duże wyzwanie dla nauczyciela czy terapeuty. Stosunkowo często rodzice, opiekunowie, nauczyciele i terapeuci donoszą, że powiedzenie NIE wiąże się z dużym obciążeniem emocjonalnym, niejednokrotnie strachem. Skutkiem tego otoczenie, czyli my, często wbrew sobie, a nawet z poczuciem naruszenia własnych granic czy nadużycia zgadzamy się na to, czego pragnie osoba z autyzmem, a przyzwolenie dawane w ten sposób nigdy nie wróży dobrze relacji.
Dlaczego boimy się powiedzieć NIE osobie z autyzmem?
Często stoi za tym obawa, jak odmowa zostanie przyjęta. Zapotrzebowanie na kontrolę nad tym, co się dzieje i jak sprawy przebiegają, u osób z autyzmem jest, jak już wspominałam, znacząco większe niż przeciętnie w populacji. Usłyszenie NIE oznacza, że sytuacja potoczy się inaczej, niż osoba miała w planie, pożądany scenariusz zdarzeń nie będzie miał miejsca, wobec czego pojawia się bardzo zdecydowane NIE.
Jeśli elastyczność nie jest wykształcona na odpowiednim poziomie, poradzenie sobie z odmową może być bardzo trudne. Może wiązać się z pojawieniem tzw. kontekstowo nieodpowiednich zachowań w postaci np. krzyku, płaczu, rzucania przedmiotami, ucieczki, próby uderzenia, niszczenia czegoś itp. Często, szczególnie jako rodzice, mamy na swoim koncie wiele sytuacji, kiedy powiedzenie NIE wywoływało długo trwającą histerię, fizyczny atak na nas czy inwektywy, co było tak emocjonalnie trudne, że chcemy tego za wszelką cenę uniknąć. Wizja, że taka reakcja na NIE może nastąpić, niejednokrotnie powoduje, że przyjmujemy strategię, którą nazywam „byle nie drażnić lwa”, czyli rezygnujemy z odmowy na rzecz tzw. świętego spokoju.
Inny powód to żałowanie osoby z autyzmem, bo ma tak ciężko w życiu. Jak jeszcze my jej odmówimy, to już w ogóle będzie miała ciężko, więc zrobimy, co chce, nawet wbrew sobie.
Nigdy motywem naszego działania nie powinna być litość. Kiedy litujemy się nad kimkolwiek, odbieramy mu moc. Wysyłamy mu jednoznaczny sygnał, że jest słaby, że sobie nie poradzi. A przecież osoby z autyzmem to najsilniejsze jednostki, jakie można sobie wyobrazić. Doświadczenie autystyczne przeżywane każdego dnia jest tak wymagające, że żaden mięczak by tu nie dał rady.
Jeszcze inny argument, który za tym stoi, dotyczy rodziców i założenia, któremu czasem hołdujemy, że rodzic nie powinien nigdy dziecku odmawiać. Nie wiem, jak Ty, ale ja uważam, że zadaniem rodzica nie jest dostarczanie nieustannego szczęścia, ale wykształcenie w człowieku przeświadczenia, że jest dobry, kompetentny i potrafi sobie radzić. Mając takie umiejętności, szczęście zawsze osiągnie, a podążanie wspólnie tą drogą będzie budowało Waszą bliską relację.
Warto sobie uzmysłowić, że NIE jest w naszym życiu wszechobecne. Słyszymy je przecież od najmłodszych lat. Od brata, który nie chce się podzielić ciastkiem. Od kolegi, który nie chce puścić na huśtawkę. Od koleżanki, która zajęła miejsce i nie chce ustąpić. Od mamy, która nie zgadza się na ciastko przed obiadem. Od taty, który nie pozwala się bawić swoim telefonem. W procesie socjalizacji wciąż i wciąż dowiadujemy się, że czegoś nam nie wolno, że jakieś zasady każą nam się powściągnąć, że mamy na coś czekać albo z czegoś zrezygnować. Stanowi to przygotowanie do dorosłego życia w społeczeństwie, gdzie zakazów i nakazów jest jeszcze więcej. Kiedy mówimy NIE, uczymy swoje dziecko, swojego ucznia mierzenia się z odmową ze strony innych. Pokazujemy tym samym, że każdy ma prawo do odmowy i trzeba sobie z tym poradzić, nawet jak nie jest to po naszej myśli.
I dlatego radzenia sobie z odmową powinniśmy uczyć. Powoli, metodą małych kroków, z uważnością na potrzeby osoby z autyzmem oraz nasze, z uwzględnieniem jej i naszych granic, ale jednak uczyć. Czy to łatwe? Ależ skąd! Tym bardziej trzeba to zrobić.
Kiedy nauczymy człowieka radzenia sobie z odmową, zaoszczędzimy mu stresu w przyszłości. I tak, i tak prędzej czy później z NIE nasze dziecko lub nasz uczeń się spotka. Kiedy przećwiczymy to wiele razy w bardziej kontrolowanych i przyjaznych warunkach, zwiększając stopniowo poziom trudności, pomożemy mu wykształcić umiejętności, które sprawią, że zmierzenie się z odmową będzie dla niego osiągalne. Stres związany z doświadczaniem NIE będzie mniejszy, a tym samym zmniejszy się prawdopodobieństwo wystąpienia zachowań, które powszechnie nie są akceptowane przez społeczeństwo. To z kolei sprawi, że i sama osoba będzie przez otoczenie lepiej traktowana, i otoczeniu w kontakcie z nią będzie łatwiej. Uczmy więc tego, by z autyzmem żyło się wszystkim łatwiej.
Kiedy nauczymy, że czasem to NIE po prostu człowiek usłyszy i go z tym oswoimy, zderzenie się z odmową nie będzie powodowało w nim automatycznego wycofania się z sytuacji i rezygnacji, co u wielu osób z autyzmem przybiera dość nawykową reakcję w obliczu porażki. Ucząc człowieka radzenia sobie z tym, że czasem nie jest tak, jak on by chciał, bo tak ten świat działa, że nie zawsze może być koncert życzeń, wspieramy go w rozwijaniu elastyczności, umiejętności dostosowania się do zmieniających się wciąż warunków otaczającego świata. Uczymy szukania rozwiązań, a tym samym pomagamy mu budować poczucie własnego sprawstwa i kompetencji oraz dobrą samoocenę.
Jak uczyć osobę z autyzmem radzenia sobie z NIE ze strony otoczenia?
Przede wszystkim powoli. Małymi krokami. Mniej znaczy więcej. Wolniej oznacza szybciej.
Zacznijmy od poznania granic. Naszych i tej osoby. Upewnijmy się, że dobrze wiemy, co jest dla nas kluczowe, na co nie ma naszej zgody, jakie wartości chcemy przekazywać. Tak samo dobrze chcemy poznać drugą stronę. Gdzie są jej granice, których absolutnie nie będziemy chcieli przekroczyć?
Warto bacznie człowieka poobserwować i stworzyć listę sytuacji, w których ma problem z przyjęciem NIE. Jeśli jesteśmy w stanie się dogadać, rozsądnie będzie go po prostu zapytać go, co powoduje, że tak a nie inaczej reaguje na nasze NIE, jakie myślenie stoi za jego zachowaniem. Jakże często nie pytamy o celowość zachowania, a przecież zachowanie zawsze ma swoją funkcję! Ludzie nie robią rzeczy, żeby je robić, tylko żeby coś z nich wynikało, bo człowiek to istota celowa. Kiedy obserwujemy określoną reakcję wobec naszego NIE, warto zadawać pytanie, czemu ma ona służyć. Kiedy to już wiemy, trzeba przeanalizować stworzoną listę i wspólnie z człowiekiem, którego ona dotyczy, wybrać dosłownie kilka kontekstów, od których zaczniemy naukę. Nie rzucajmy się na wszystko. Pamiętajmy, że doświadczenie odmowy przez nasze dziecko lub ucznia oznacza stres, a my nie chcemy sprawić, by było go za dużo. Czasem wybierzemy tylko jedną sytuację, w której będziemy radzenie sobie z odmową praktykować, a i tak to będzie obciążeniem. Kryterium powinny być sytuacje, które wpływają na jakość życia, niemniej czasem rozpoczęcie od nich będzie za trudne i trzeba będzie zacząć od tych, budzących mniej emocji. Przyjmijmy metodę małych kroków. Na pewno szybciej osiągniemy razem sukces.
Wytłumaczmy człowiekowi, że będziemy pracować nad tym, by radził sobie z odmową i dlaczego to takie ważne, żeby umiał to robić. Powiedzmy, jak to będziemy ćwiczyć. Przygotujmy go na to wymagające doświadczenie.
Kiedy odmawiamy, tłumaczmy, dlaczego to robimy, i proponujmy rozwiązania. NIE wyjdę z Tobą teraz na spacer, bo muszę ugotować obiad, ale wyjdę po obiedzie. Dostaniesz tablet, tylko najpierw rozpakujemy zakupy. Nie będę z Tobą gotować, bo jestem zmęczona. O wiele łatwiej przyjąć do wiadomości NIE, kiedy rozumiemy, że stoją za tym jakieś powody, niż kiedy jest to samo NIE. Rozumienie zawsze ułatwia akceptację. Kiedy tłumaczymy, traktujemy człowieka jak partnera, a nie niewolnika. Komunikujemy w ten sposób „jesteś dla mnie ważny, chcę, żebyś rozumiał”. Taka mała rzecz, a tak wiele zmienia. Pokazujmy też mnogość rozwiązań, żeby uczyć, że w większości sytuacji jest więcej niż jeden sposób na poradzenie sobie z problemem. Występująca dość często u autystów skłonność do czarno-białego myślenia niejednokrotnie uniemożliwia im zobaczenie innego rozwiązania niż ich własne. Praca z NIE stwarza doskonałą okazję do szukania nowych dróg działania.
Podkreślajmy, uwypuklajmy momenty, gdy człowiek poradził sobie z odmową bez afery czy bez wycofania się z sytuacji. Pochwalmy też chwile, gdy przełamał swój opór. Pokazujmy mu, że dał radę, że potrafi, że może. Budujmy w nim wiedzę na swój temat, że jest w stanie poradzić sobie z odmową, że może powiedzieć TAK zamiast NIE. Tylko nie róbmy tego, mówiąc tradycyjne i oklepane „super” czy „brawo”, ale nazywając to, co się właśnie zadziało. „Tak nie chciałeś/się bałeś spróbować, a teraz jesteś zadowolony. Dałeś radę”, „Potrafisz to zrobić inaczej!”, „Wiedziałam, że sobie poradzisz!”, „Zrobiliśmy po mojemu i nie krzyczałeś”. „Super” jest zdecydowanie przereklamowane, zaś precyzyjna informacja zwrotna zawsze jest bezcenna.
I na koniec przestroga. Bądźmy uważni. Bardzo uważni. Obserwujmy, pytajmy, gdy możliwe jest uzyskanie odpowiedzi. Stale stawiajmy pytanie „A może się mylę? Może czegoś nie widzę?”. Praca z NIE, w takiej czy innej odsłonie, to proces jak każdy inny dla nas i dla osób, z którymi pracujemy. Proces uczenia się oznacza, że nieodzowne jest popełnianie błędów. Czasem się wyłożymy, coś przeoczymy, coś nadmiernie optymistycznie ocenimy. Nie szkodzi. Nie jesteśmy doskonali. Przeanalizujmy swoją pomyłkę, wyciągnijmy wnioski i zmodyfikujmy sposób działania.
I pamiętajmy, że kluczem do sukcesu jest umiar. To trochę jak chodzenie po linie. Niezbędna jest dobra równowaga, więc zadbajmy również o to, by było mnóstwo momentów, gdy człowiek słyszy TAK.