Dzięki tym właśnie cechom muzyka otwiera nowe możliwości porozumienia się z osobami, które nie komunikują się werbalnie. Co więcej, muzyka pozwala ominąć procesy poznawcze angażowane w rozumienie mowy, jest bowiem rozumiana i odbierana bezpośrednio, doświadczana głównie na poziomie emocjonalnym (por. Stachyra 2012, s. 62). Tym samym staje się niezwykle pomocnym narzędziem w budowaniu kontaktu z osobami z głębszą niepełnosprawnością intelektualną.
POLECAMY
Badania nad tym zagadnieniem pod koniec lat 50. ubiegłego wieku rozpoczęli: amerykański kompozytor Paul Nordoff i angielski pedagog specjalny Clive Robbins. Przez wiele lat prowadzili wspólnie sesje muzykoterapeutyczne w ośrodkach dla dzieci z niepełnosprawnościami na terenie Stanów Zjednoczonych i Europy. Były to zarówno sesje indywidualne, jak i grupowe. Każdą z nich nagrywali i opisywali, a następnie opierając się na swoich obserwacjach i doświadczeniach, stworzyli podstawy teoretyczne na wskroś humanistycznego i empatycznego podejścia w muzykoterapii aktywnej (zakładającej aktywne działanie uczestnika), zwanego podejściem Nordoff-Robbins lub muzykoterapią kreacyjną. Od tamtego czasu nurt ten wyraźnie się rozwinął: poszerzono grono odbiorców o wiele innych grup społecznych, rozwinęła się profilaktyka muzyczna, poszerzono też instrumentarium.
Istota podejścia Nordoff-Robbins w muzykoterapii
Twórcy podejścia Nordoff-Robbins wychodzą od założenia, że zdolność do bycia kreatywnym jest uniwersalna (Robbins 1998, s. 71). Każdy – bez względu na swoje ograniczenia – nosi w sobie „muzyczne dziecko” (music child), a więc naturalną muzykalność oraz zdolność odbierania i tworzenia muzyki. Każdy ma upodobania do swoistego tempa, rytmów, struktur harmonicznych czy melodyki – swój język muzyczny i preferencje. Muzykoterapeuta ma za zadanie odnaleźć te szczególne rodzaje muzyki, zwane „idiomami muzycznymi”, które poruszą i otworzą drogę do uczestnika. To idiom prowadzi wspólną grę w kierunku określonego charakteru, stylu czy gatunku muzycznego. Z idiomem wiąże się również wybór właściwego instrumentu (Nordoff, Robbins 2008, s. 66).
Idiom sprawia, że uczestnik terapii czuje się bezpiecznie, ożywia się lub aktywizuje. Poszukiwanie go jest niezwykle ważnym etapem, jest przekraczaniem granic i pokonywaniem barier, by ostatecznie dać bazę do rozmowy.
Muzyczna rozmowa
Muzyczna rozmowa opiera się na współimprowizacji, podstawowej technice w muzykoterapii Nordoff-Robbins. I co najważniejsze, jest to rozmowa, której często to uczestnik nadaje kierunek. Muzykoterapeuta aktywnie reaguje na grę lub inną aktywność uczestnika, a jednocześnie daje mu niezbędną przestrzeń,
by mógł się rozwinąć. W początkowej fazie przede wszystkim słucha i obserwuje. Kolejnym etapem jest dopasowanie się do aktywności uczestnika, podkreślające jej charakter. Może się to wiązać z naśladowaniem konkretnego motywu, odnalezieniem wspólnego rytmu, osadzeniem gry uczestnika w konkretnej stylistyce, wprowadzeniem akompaniamentu, dodaniem paru dźwięków lub akordów. Terapeuta często nadaje formę lub muzyczny kontekst grze uczestnika, ale zawsze tak, by podkreślić jej wartość. Wszystko jest kwestią wsłuchania się i reagowania na sygnały uczestnika. Im mniej będą one wyraziste i zdecydowane, tym więcej przestrzeni powinien dać muzykoterapeuta. To działanie bardzo mocno oparte na intuicji.
Kolejnym etapem jest refleksja poprzedzona analizą nagrań z sesji. Nagrania te pozwalają przyjrzeć się bliżej językowi muzycznemu uczestnika i jego reakcjom, zastanowić nad wybranym idiomem muzycznym, a często odpowiedzieć na pytania, co działa, a co przeszkadza w terapii. Gdy uczestnik będzie gotowy, można rozpocząć kolejny etap terapii, czyli poszerzanie doświadczeń, a więc rozwijanie pomysłów, wprowadzanie nowych form i środków czy modyfikacja już istniejących.
W podejściu Nordoff-Robbins słowa mają drugorzędne znaczenie. Mimo że chętnie wykorzystuje się piosenki czy wokalizacje, to jednak komunikaty werbalne stają się zbędne, gdy można tak wiele wyrazić czysto muzycznie. Co więcej, gdy gramy z osobą niemówiącą i rezygnujemy ze słów, wchodzimy w jej świat jeszcze mocniej. Z moich obserwacji wynika, że im głębszy stopień niepełnosprawności uczestnika, tym mniejsza potrzeba słów. Wtedy okazuje się jak wielką moc może mieć cisza, jak bardzo pobudza uważność i otwiera drogę do drugiej osoby. Z ciszy wyłaniają się bardzo subtelne sygnały muzyczne, jak westchnienie, puls serca czy ciche mruczenie. Czasem właśnie do tego sprowadza się aktywność uczestnika i prawdziwym wyzwaniem staje się dopasowanie do jego intymnej ekspresji.
W duchu podejścia Nordoff-Robbins prowadzę w poznańskiej Szkole „Zakątek” zajęcia grupowe i indywidualne, lecz to właśnie sesje indywidualne dają mi pełną możliwość wsłuchania się w drugiego człowieka. O nich chciałam dziś opowiedzieć – w trzech odsłonach.
Odsłona 1.
Chłopiec w wieku 12 lat z mózgowym porażeniem dziecięcym i stwierdzoną niepełnosprawnością intelektualną w stopniu znacznym. Porusza się z asekuracją, siedzi samodzielnie i jest sprawny w zakresie motoryki małej. Nie mówi, wyraża się głównie przez gesty i wokalizacje. Charakter ma raczej spokojny, jednak muzyka wyzwala w nim niezwykłą ekspresję.
Odkąd pierwszy raz stanął przy pianinie, nie było wątpliwości, że to jego ulubiony instrument. Punktem wyjścia był krótki motyw powtarzany przez niego w różnych rejestrach – szybkie ostinato na jednym dźwięku. Skojarzenie z klasycznym rock and rollem sprawiło, że dołączyłam, grając prosty akompaniament w dolnym rejestrze. Zaiskrzyło. Przez jakiś czas graliśmy jednocześnie, po czym chłopiec wprowadził nowy pomysł – glissando w górę i w dół. To było jak przerywnik; tym samym w naszej grze pojawił się nowy model – naprzemienny. Następnie wprowadził kolejny motyw – pojedyncze dźwięki o różnych wysokościach. Już na trzeciej sesji z tych trzech elementów mój uczeń sam zaczął układać formę i to on decydował, w jakiej kolejności się pojawią. Czerpał z tego prawdziwą przyjemność. Następnym pomysłem były ciężko kładzione akordy – klastery, które wręcz zapraszały do grania w tym samym rytmie i tempie. Dużo radości dawało mu przyspieszanie i zwalnianie, za którym ja musiałam nadążyć. I wtedy niespodziewanie mój towarzysz odkrył czarne klawisze i oniryczny nastrój skali pentatonicznej. Zaczął grać delikatniej i bardziej uważnie. Na kolejnej sesji zaś stworzyliśmy nowy utwór złożony z trzech różnych motywów granych wyłącznie na czarnych klawiszach. Nasze spotkania odbywały się raz w tygodniu, a chłopiec za każdym razem nawiązywał do tego, co było poprzednio. Jednocześnie wciąż nie ustawał w poszukiwaniu nowych pomysłów. Gra na pianinie ujawniła jego ogromną kreatywność, dobrze rozwiniętą pamięć i umiejętność syntezy. Pozwoliła mu też wyrazić pełną gamę emocji.
W przypadku pracy z osobą tak kreatywną i dynamiczną można więc wykorzystać wiele sposobów towarzyszenia: akompaniowanie, odwzorowywanie pomysłów, granie synchroniczne w oparciu o rozbudowane akordy, dostosowywanie rytmu, tempa i dynamiki w improwizacji. Na bazie wypracowanych fragmentów można z kolei układać większe formy, a także rozwijać wcześniejsze pomysły.
Odsłona 2.
Chłopiec w wieku 14 lat, leżący, ze stwierdzoną głęboką niepełnosprawnością intelektualną, mózgowym porażeniem dziecięcym i zespołem Dandy-Walkera. Potrafi wykonać ukierunkowany ruch rękoma i głową. Wrażliwy na bodźce słuchowe ze względu na ograniczenie widzenia do poczucia światła.
Od pierwszego spotkania wiedziałam, że ma jasno sprecyzowany gust muzyczny. Gdy mu się coś podobało wyrażał to szerokim uśmiechem, czasem też rytmicznie poruszał głową na boki lub wokalizował. Wiedziałam, że lubi dźwięki gitary i pianina, że ożywia się przy bluesie i gwizdaniu. Jednak przełom nastąpił w chwili, gdy dałam chłopcu przestrzeń, a improwizację ograniczyłam do śpiewu na tle delikatnego dźwięku dzwonka Koshi. Przestałam być dominującą osobą i zaczęliśmy prawdziwy dialog.
Przede wszystkim to on decydował o tempie naszej improwizacji, do niego należał pierwszy ruch. Za każdym razem, gdy uderzał ręką w dzwonek, ja odpowiadałam mu krótką wokalizą, dostosowaną głośnością i charakterem, po czym zapadała cisza. Nie było mi łatwo ją utrzymać, ale właśnie dzięki tej ciszy mogłam usłyszeć ciche westchnienie czy też odpowiedzieć na jego uśmiech cichym śmiechem. W rezultacie z naszych cichych dźwięków stworzyła się bardzo intymna improwizacja. Z tej ciszy również w pewnym momencie wyłoniła się odważna i świadoma wokalizacja, którą mogłam naśladować. Zaczęliśmy więc wokalizować naprzemiennie, a tempo i charakter wokalizacji znów zależały od niego. W kulminacyjnym momencie do wokalizacji chłopiec dodał uderzanie w dzwonek, który tworzył tło dla naszych głosów. Muzykowanie z nim to było piękne przeżycie muzyczne, ale również czysto ludzkie. Miałam poczucie, że nawiązałam prawdziwą rozmowę z człowiekiem, który ma tak ograniczone możliwości wyrazu, a tyle treści do przekazania.
Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby ów chłopiec nie miał zapewnionego komfortu. Dlatego praca z osobami z głęboką, wieloraką niepełnosprawnością wymaga pewnej niezbędnej bazy:
- optymalnej formy uczestnika,
- czasu na nawiązanie relacji,
- zapewnienia komfortowej pozycji.
Ponadto wymaga też minimalizacji środków i dania maksymalnej przestrzeni. Dlatego tak wartościowa w muzykoterapii wydaje mi się improwizacja wokalna. Jest ona bez wątpienia najbliższą, najbardziej naturalną i swobodną aktywnością muzyczną. Tym bardziej, że wiele osób z głęboką sprzężoną niepełnosprawnością wokalizuje i dla nich też stanowi to najbardziej naturalny środek wyrazu. Aby dać potrzebną przestrzeń, dobrze jest zacząć od naprzemienności. Możemy towarzyszyć danej osobie poprzez odwzorowywanie lub odpowiadanie (modyfikowanie odpowiedzi). A później pokusić się o coś, co jest dla mnie wyjątkowo przejmującą formą współdziałania – jednoczesne śpiewanie w interwałach. Do stworzenia delikatnego, nienarzucającego tła harmonicznego świetnie nadają się dzwonki Koshi lub Shanti, kalimba czy też instrumenty typu tongue drum. Zarówno głos, jak i wymienione instrumenty tworzą delikatne wibracje, które są szczególnie cenne również w pracy z osobami niedosłyszącymi.
Odsłona 3.
Chłopiec w wieku 12 lat z mózgowym porażeniem dziecięcym (niedowład prawostronny) i padaczką lekooporną oraz diagnozą niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym. Komunikuje się za pomocą pojedynczych słów i gestów. Bardzo chętnie wokalizuje na podstawie różnorodnych głosek. Siedzi samodzielnie i sprawnie posługuje się lewą ręką. Cechuje go duża wrażliwość na bodźce.
Od wczesnego dzieciństwa słuchał w domu gry mamy i sam szybko odkrył pianino. Gdy zaczęliśmy nasze sesje miał więc już wypracowane własne schematy gry. Były to przede wszystkim: rozległe glissando w górę i dół na całej klawiaturze, pojedyncze dźwięki grane jednym palcem, akordy grane całą dłonią, ozdobniki polegające na ześlizgiwaniu palca z czarnego klawisza na biały, szybkie ostinata na pojedynczych klawiszach. Jego gra przywodziła na myśl kantylenowe motywy muzyki filmowej. W odpowiedzi na nie zaczęłam wokalizować, wyrażając różnymi głoskami różne sposoby gry chłopca: aaa przy glissandach, pojedyncze pa przy pojedynczych dźwiękach, krótka melodia papapa w odpowiedzi na akordy. W ten sposób odpowiadałam na jego grę, a jednocześnie nie zabierałam mu przestrzeni pianina. Kolejnym etapem było dodanie instrumentu efektowego, który zmienia barwę głosu i wspaniale sprawdza się w improwizacjach wokalnych – kazoo. To mały instrument o ogromnym potencjale. Daje możliwość bardzo swobodnej improwizacji i naśladowania w ciekawy sposób gry towarzysza. Chłopiec bardzo żywo na niego zareagował. Dźwięk kazoo często wprawiał go w kołyszący ruch, w rytm którego również starałam się improwizować. W dalszym etapie naszej pracy możliwości intelektualne chłopca pozwoliły mu swobodnie przechodzić od wokalizacji do wspólnej gry na pianinie. Co więcej, w naturalny sposób wplatał w to gesty Makatonu.
Sesje te nauczyły mnie bardziej szanować przestrzeń muzyczną współmuzykującego i dopasowywać ekspresję do jego wrażliwości na bodźce. Obserwuję, że w ogóle dobrze jest zacząć terapię od zróżnicowania brzmienia, by łatwiej było odróżnić obie wypowiedzi, a więc grając w innym rejestrze niż uczestnik, na instrumencie o odmiennym brzmieniu czy właśnie wokalizując.
Im dłużej pracuję, tym coraz bardziej doceniam improwizację wokalną. Myślę, że jest niezastąpiona w pierwszej fazie terapii. Bardzo pomaga otworzyć drogę do drugiego człowieka, nawiązać pierwszy kontakt, zmniejszyć dystans i dać bazę do budowania relacji.
Kazoo i Tongue drum
Korzyści dla terapeuty i uczestnika terapii
Największą wartością, jaką widzę w podejściu Nordoff-Robbins, jest dawanie możliwości wyrażenia siebie, swoich emocji w sposób bardzo naturalny i bliski. Nie ma tu ryzyka niepowodzenia, każda aktywność jest ważna i zostaje wzmocniona. Pojawia się poczucie bycia rozumianym, poczucie sukcesu i spełnienia, a tym samym wzrasta poczucie własnej wartości. Pojawia się też, może dotąd jeszcze nie odkryta, możliwość decydowania i kierowania, a więc realnego wpływania na świat zewnętrzny. Wszystko to ma miejsce w bezpiecznym i przyjaznym środowisku, co sprzyja podejmowaniu nowych wyzwań i wychodzeniu poza schematy. I ponad wszystko dzieje się to w relacji z drugim człowiekiem. Wspólne granie jest odkrywaniem siebie w relacji, wspólnym rozwojem oraz zdobywaniem nowych muzycznych i pozamuzycznych doświadczeń. Instrument stanowi jedynie narzędzie do komunikacji; najważniejsze jest to, co dzieje się w rozmowie. Korzyści są obopólne. Terapeuta też się uczy. Uczy się słuchać, dawać przestrzeń i dopasowywać, a tym samym rozwija empatię i uważność. W moim odczuciu każda sesja jest jak odkrywanie nowych lądów w komunikacji. I daje ogromną przyjemność.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum autorki.
Bibliografia:
- Nordoff Paul, Robbins Clive, Terapia muzyką w pracy w dziećmi niepełnosprawnymi, Kraków 2008.
- Robbins Clive, It’s so universal, „Nordic Journal of Music Therapy” 1998, R. 7, nr 1, 70–75.
- Stachyra Krzysztof, Podstawy muzykoterapii, Lublin 2012.