Czy jako terapeuta, nauczyciel, rodzic słyszałeś tego typu opinie? A może (o, zgrozo!) sam je wygłaszasz? Jeśli tak – muszę jasno zaznaczyć na wstępie, że żadne z powyższych stwierdzeń nie jest zgodne z prawdą. To mity nieznajdujące poparcia ani w wynikach badań naukowych, ani w doświadczeniach praktyków i rodziców wprowadzających komunikację wspomagającą.
Nasuwa się pytanie, dlaczego powyższe poglądy są wciąż mocno zakorzenione wśród specjalistów pracujących z małymi ludźmi o nietypowym rozwoju, w tym logopedów, których fundamentalnym zadaniem jest wspieranie dziecka w nabywaniu kompetencji komunikacyjnych?
Dlaczego wciąż tak wielu rodziców nie otrzymuje informacji o istnieniu komunikacji wspomagającej i pożytkach, które mogą wyniknąć z jej wprowadzenia; często wręcz bezwzględnie odradza się im korzystanie z tego rodzaju wsparcia?
Z pewnością istotnym czynnikiem jest poważna luka w systemie kształcenia – powszechna nieobecność przedmiotu „Alternatywne i wspomagające sposoby porozumiewania się” w programach studiów wyższych, takich jak: logopedia(!), psychologia, pedagogika, pedagogika specjalna czy fizjoterapia. Wśród przyczyn wymienić można również ograniczony dostęp do wysokiej jakości szkoleń czy studiów podyplomowych z zakresu AAC, a także aktualnych opracowań naukowych. Dodajmy do tego (mniej lub bardziej świadome, mniej lub bardziej uporczywe) dążenie specjalistów do „dopasowania” swoich podopiecznych do zakresu posiadanej wiedzy i umiejętności, wybranej metody pracy...
Brak rzetelnej wiedzy oraz osobistych doświadczeń połączony z lękiem przed nowym, nieznanym, a jednocześnie wymagającym obszarem komunikacji wspomagającej sprawiają, że część terapeutów oraz nauczycieli nie poszerza swojego warsztatu pracy o strategie i narzędzia AAC, a czasem bez wahania odradza rodzicom dzieci z trudnościami komunikacyjnymi wprowadzanie wspomagania. „Proszę dać mu czas”, „Najpierw zróbmy wszystko, żeby wywołać mowę”, „AAC to ostatnia deska ratunku”, „Póki jest szansa na mowę, nie należy wprowadzać AAC”, „Wywołajmy głoski – będzie mowa to będzie i komunikacja”, „On nie mówi, ale my wiemy czego potrzebuje”, „Wstrzymajmy się z AAC, spróbujmy jeszcze...” (tu niekończąca się lista propozycji).
Powiedzmy to wprost: rozpowszechnianie tego typu poglądów jest działaniem nieetycznym – sprawia, że dzieci o złożonych potrzebach komunikacyjnych (Complex Communication Needs – CCN) nie uzyskują w odpowiednim czasie niezbędnego wsparcia.
Liczne badania i obserwacje dzieci mających trudności w porozumiewaniu się pokazują jednoznacznie, iż opóźnianie wdrożenia interwencji AAC bądź jej całkowite zaniechanie prowadzi do wielu negatywnych konsekwencji:
POLECAMY
- Uzależnienie od osób dorosłych, osłabienie inicjatywy
Gdy dziecko nie jest w stanie zgłosić wielu swoich życzeń i zamiarów, może polegać wyłącznie na opiekunach, którzy je dobrze znają (rodzice, dziadkowie, wychowawca, nauczyciel wspomagający). To oni stają się odpowiedzialni za „odgadywanie” i zaspokajanie potrzeb, organizowanie środowiska w taki sposób, by unikać frustracji dziecka (i dzięki temu również własnej). Wejście w taki schemat postępowania najczęściej prowadzi do pogłębiającej się bezradności i bierności małego człowieka – nie uczy się on, w jaki sposób można skutecznie komunikować swoje prośby, uczucia, opinie. Pojawiają się także problemy z separacją i nawiązywaniem relacji z osobami innymi niż główni opiekunowie – naturalne jest, iż dziecko domaga się stałej obecności ludzi, którzy je „rozszyfrowują” i są w stanie wytłumaczyć innym jego zachowania; to zapewnia mu podstawowe poczucie bezpieczeństwa. Należy podkreślić, iż im dłużej trwa stan „zespolenia” z opiekunem (który staje się „głosem” dziecka), tym trudniejsza emocjonalnie (dla obu stron) będzie zmiana sc...